Kliknij tutaj --> 🥎 zeby mi sie chcialo tak jak mis ie nie chce

Kup teraz na Allegro.pl za 29,99 zł - KUBEK ŻEBY MISIE TAK CHCIAŁO, JAK MISIE NIE CHCE (10410379236). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Pisze o sobie, bo pisanie o kimś, mimo że się go nie zna (jak ktoś tu obecny:p), bez żadnych dowodów i argumentów, nie jest tak wiarygodne jak pisanie o sobie. >Możesz sobie nie wyobrażać ,omijam malkontentów z daleka. A jak sobie radzisz ze sobą?:) Nie wiem też co ma Twoja wypowiedź do mojej. Chyba że "malkontent" miał mnie Powtórka: Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce, czyli prokrastynacja. - Można zwariować - podcast - Cleo Cwiek, Cyklińska Ania, w empik.com: . Przeczytaj recenzję Powtórka: Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce, czyli prokrastynacja. - Można zwariować - podcast. Jeeezu jak mi się nie chce pisać kolejnego wpisu na bloga, jak mi się nie chce znów dzwonić do klienta, prowadzić te wszystkie rozmowy, pytać, słuchać, tworzyć kolejnego maila do listy adresowej, kolejny raz prezentować tą samą ofertę, którą już znam na pamięć. A jak bardzo mi się nie chce klikać to już w ogóle nie wspomnę. Dystans do aktualnych emocji. Dystans do opinii innych. W złapaniu dystansu pomaga nam zapisywanie naszych myśli. Przelewanie myśli na papier pomaga dystansować się do tego co mamy w głowie. Kiedy zorientujesz się, że myślisz o problemie, który Cię trapi, zapisz to, co przychodzi Ci do głowy i to, jak się czujesz. Badoo Com Fr Rencontre Et Chat Gratuit. Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce… Znacie to uczucie? Ogólna niechęć do robienia czegokolwiek, czasem mylona z lenistwem… Zagościła u mnie na dobre. Walczę z nią ale czuję, że ciągle przegrywam, na szczęście to tylko przegrane bitwy. Wszystko zaczęło układać się jakoś nie tak, kilka złych wiadomości, nieplanowana przeprowadzka, kilka porażek, niby nic wielkiego, takie codzienne złe wiadomości, które w konsekwencji doprowadziły mnie do miejsca w którym jestem, czyli motywacyjnego dna. Wiem, że każdy miewa gorsze i słabsze dni, czasem chce nam się bardziej, czasem mniej ale u mnie to już trwało zbyt długo, dobre kilka miesięcy, dlatego powiedziałam stop! Codzienna walka To nie tak, że leżę cały dzień w łóżku i nic nie robię, mam bardzo rozwinięte poczucie obowiązku, które mi na to nie pozwala. Dlatego dom ogarnięty, obowiązki w pracy wypełnione i na tym koniec. Przecież wcześniej czas spędzany obecnie przed telewizorem spędzałam na siłowni, na czytaniu świetnych książek, czy pisaniu. Teraz nadrabiam zaległości serialowe i filmowe, a raczej powinnam napisać nadrabiałam, ponieważ zaczynam kolejną bitwę, mam nadzieję, że ostatnią. Próbowałam już chyba wszystkiego co do tej pory działało. Odpuszczałam na kilka dni i spędzałam czas na błogim nic nie robieniu, zwykle po kilku dniach wszystko wracało do normy i pełna nowej dawki energii szalałam! Tym razem nic! Skoro to nie działa to może weekendowy wyjazd na podładowanie akumulatorów? Nawet trzy wyjazdy nie pomogły… Nie wspomnę już o motywacyjnych książkach, podcastach i tabelkach. Skoro wszystkie bitwy przegrałam, czas wytoczyć najcięższe działa. Martina Zawadzka Life & Business Coach Coaching zawsze kojarzył mi się z usługą luksusową, skierowaną do dyrektorów i innych wysoko postawionych notabli. Zresztą jakoś specjalnie nigdy się tym nie interesowałam i nawet nie wiedziałam na czym tak dokładnie polega i przede wszystkim co ma na celu. Gdzieś w otchłaniach internetu natknęłam się na dobrze mi znaną Martinę, którą podziwiam od dawna i okazało się, że Martina została coachem i pokaże mi doskonałą broń do walki z moim utrapieniem. Dlaczego zaufałam właśnie Martinie? Ponieważ od dawna śledzę Jej bloga ponieważ mi imponuje i jak sama mówi Jej życie jest Jej najlepszą wizytówką i ja się z tym zgadzam. Gdybym tylko znalazła w sobie trochę więcej odwagi sama zdecydowałabym się na roczną podróż dookoła świata. A Jej grudzień na Bali, o którym gościnnie opowiadała u mnie na blogu, trafił na moją listę ‘to do’, nie tych najpilniejszych ale jest 🙂 W słuszności mojej decyzji upewniły mnie odwiedziny na stronie i umówiłam się na sesję! Zdecydowałam się na sesję przez telefon, nie patrząc komuś w oczy czuję się bardziej swobodnie, dlatego ten rodzaj kontaktu jest dla mnie idealny. Moje wrażenia po 3 sesjach Na wstępie dodam, że to nie koniec! Co prawda Martina tak prowadzi rozmowę, że natychmiast uświadamiasz sobie jakie są twoje cele, z czym masz problem i jak go rozwiązać, jednak realizacja nie przebiega już tak gładko. Pojawiają się problemy, które wymagają przepracowania, tak przynajmniej było u mnie. Po pierwszej sesji, a właściwie drugiej, ponieważ pierwsza sesja u Martiny jest sesją organizacyjną, miałam już wszystko pięknie poukładane w głowie, pełna mobilizacja i działanie! I tu pojawił się problem, nie wszystko poszło po mojej myśli. Moim demotywatorem okazał się brak organizacji czasu. Oczywiście mam zorganizowany dzień, chodząc do pracy, automatycznie tą organizację mam narzuconą, tu chodzi o przemyślaną organizację. Opracowałam konkretne cele na każdy dzień i to realne cele, a nie takie idealne = niemożliwe do spełnienia. Każdego dnia cieszę się, że zrobiłam coś co sobie zaplanowałam i to napędza mnie do dalszego działania. Powiecie, że żadna nowość i Ameryki nie odkryłam. Ja swoją właśnie odkryłam 😉 Odkryłam swoje cele (zupełnie nowe :)) i sposób na ich realizację, już wiem co mnie zmotywuje do dalszej pracy! Po drugie w moim przypadku więcej znaczy lepiej. Ja po prostu nie mogę mieć czasu. Napięty grafik mnie motywuje! Jeśli mam zbyt mało zajęć robię jeszcze mniej. Jeśli zaplanuję sobie 2 zadania na dany dzień, zrobię jedno, ale jeśli zaplanuję sobie 10 to zrobię 8, jakoś jeszcze nie osiągnęłam idealnych 100% ale wszystko przede mną! Moja broń w walce o lepszą mnie to uświadomienie sobie jakie mam w życiu cele, te które mnie naprawdę uszczęśliwią i które są takie naprawdę moje. Czy już zdefiniowałam wszystkie? Oczywiście, że nie i ciągle nad tym pracuję! Jeśli czujecie, że Wasze życie stanęło w miejscu, macie problem z osiągnięciem swoich celów albo z ich zdefiniowaniem, polecam kontakt z Martiną @ Każdy przynajmniej raz w życiu, wypowiedział to zdanie (u mnie najczęściej zdarzało się to w trakcie sesji). Mając mnóstwo kreatywniejszych i przyjemniejszych rzeczy do roboty, nauka do egzaminów czy inne obowiązki najchętniej odłożyłabym na dalszy plan. No bo co przyjemnego może być we wkuwaniu norm budowlanych czy w nauce do obszernego kolokwium? Czasem jednak lepiej zrobić coś od razu i nie zaprzątać sobie tym głowy przez resztę dnia czy tygodnia. No dobrze, wszystko ładnie, pięknie, ale jak sprawić, by mi się chciało tak jak mi się nie chce? Wyznacz sobie cel, który chcesz osiągnąć. Praca, którą wykonujesz zawsze musi do czegoś prowadzić. Jeśli za coś się bierzesz, robisz to po coś. Np. nauka do egzaminu przybliży Cię do celu, jakim jest otrzymanie tytułu naukowego, który umożliwi zatrudnienie w wymarzonej firmie, a zdobyta wiedza pomoże w założeniu własnej działalności. Wszystkie działania podejmujemy najczęściej z własnej nieprzymuszonej woli. Nie chcesz chyba zrezygnować z czegoś, na co pracowałeś tyle lat? Wysypiaj się. To podstawa podstaw. Dobry sen jest lekarstwem na wszystko. Zmęczenie, potęguje wrażenie nicniechcenia i niezadowolenia. Po nieprzespanej nocy jesteśmy nieefektywni i znużeni. Powinieneś poznać siebie na tyle dobrze, by wiedzieć jaka dawka snu jest dla Ciebie odpowiednia i miarę możliwości się jej trzymać. Zaczerpnij świeżego powietrza. Dzięki temu odświeżysz swój umysł i nabierzesz energii do dalszego działania. Jeśli nie masz możliwości wyjścia na zewnątrz, przewietrz chociaż pokój, w którym pracujesz. Od razu poczujesz ulgę i przypływ dobrej energii. Pomyśl sobie, że nie jesteś sam. Może wydawać się to śmieszne, ale mi zawsze ułatwia to zadanie. Czuję się o wiele bardziej komfortowo jeśli wiem, że nie jestem osamotniona w robieniu czegoś niezbyt przyjemnego i że duża część społeczeństwa zmaga się z tym samym. Pomaga mi to zmobilizować się i skończyć użalać nad sobą. Myśl o pozytywach i wyznaczaj nagrody. Pomyśl o wolnym czasie, który zyskasz jeśli skończysz wykonywać dane zadanie. Czy nie warto się dla niego poświęcić? Jeśli uda Ci się zrobić coś o godzinę szybciej niż zakładałeś, zaoszczędzony czas możesz poświęcić na przeczytanie fragmentu ulubionej książki, zobaczenie serialu lub wieczorny jogging. Jednym słowem – na wszystko co lubisz. Po wykonanej pracy warto wyznaczać sobie nagrody, które niesamowicie motywują i sprawiają, że od razu staje się ona przyjemniejsza. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatni moment. W przeciwnym wypadku, ogrom pracy, jaki musisz włożyć w wykonanie zadania może Cię przytłoczyć i tym bardziej nie będzie Ci się chciało. Lepiej rozłożyć sobie ją na etapy i codziennie zbliżać się do celu. Warto założyć sobie zapas czasowy, ponieważ najczęściej zadanie rozwleka się w czasie. Im szybciej zabierzesz się za wykonanie zadania, tym szybciej skończysz. I będziesz mógł robić to, co lubisz. Po co odkładać coś w nieskończoność i ciągle zaprzątać sobie tym głowę? Nie lepiej wykonać nielubiane zadanie od razu, by poczuć ulgę? W ten sposób zrzucisz z siebie zbędny balast. Odzyskasz świeżość umysłu i będziesz mógł zająć się czymś przyjemnym. Odpuść jeśli masz czas. Jeśli termin jest dość odległy, a nie potrafisz zmobilizować się, by akurat dzisiaj wziąć się do pracy – odpuść. Bywają takie dni, kiedy nic nie wychodzi, wszystko leci nam z rąk i najchętniej od rana do wieczora leżelibyśmy w łóżku z pudełkiem lodów i ulubioną książką. Nic na siłę. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas może mieć słabszy dzień. Warto czasem wsłuchać się w swoje wnętrze i nie działać wbrew sobie. Polecam wypróbować powyższe rady. Może u Was również się sprawdzą i pomogą zmotywować się do wykonywania niezbyt lubianych zadań. Koniecznie podzielcie się w komentarzach swoimi sposobami wyjścia ze stanu „nicniechcenia”. Nie wiem od czego zacząć ale postanowiłam założyć tutaj konto, bo już nie daje sobie rady. Przejrzałam forum i pocieszył mnie trochę fakt, że są jeszcze ludzie którzy rozumieją... Do sedna - czuje się po prostu gorzej niż gówno. Bezużyteczna, nieprzydatna do niczego, dla nikogo. Ktoś może pomyśleć no idiotka... kończy studia, ma męża, ma rodzine, jest zdrowa... Otóż nie do końca. Jestem kłębkiem nerwów, denerwuje się przy każdej okazji (tak samo jak mój ojciec alkoholik z zaburzeniami psychicznymi bliżej nie zidentyfikowanymi - bo sobie nie pozwolił). I to jest najgorsze - matka, która całe życie wmawia mi, że jestem jak ojciec - uparta, a dalej ją cytując "jebnięta, popierdolona, kretynka, nieudacznik", a poza tym jestem "od sprzątania, jak dupa od srania" jak to pięknie mi podziękowała podczas naszej kłótni, gdy kolejny dzień ja sprzątałam po wszystkich a ona siedziała w swoim pokoju i jedyne co robiła to obgadywala mnie do swoich koleżanek czy rodziny i jak zawsze użalała się nad sobą. Niestety muszę z nią mieszkać, bo nie mam gdzie - nie mam też pracy od marca tego roku, mąż zarabia także nie zbyt wiele. U teściów mieszkaliśmy krótko, gdy musieliśmy opuścić wynajmowane mieszkanie (właściciel chciał je wyremontować). Mąż raczej nie wytrzymałby długo z rodzicami, a poza tym niestety najlepiej mieszka się samemu. Kiedyś miałam dobre relacje z matką - dziś nie chce mi się nawet na nią patrzeć, a co dopiero gadać. Poczułam do niej obrzydzenie kiedy udawała bezradną. Kiedy nie miałam już siły (ona pewnie też) ale ja chcialam pozbyć się ojca z domu (i to dawno) lecz ona mnie nie słuchała, bała się go. Mój ojciec pije od ok 15 lat z przerwami i jest z nim coraz gorzej. Teraz siedzi w swojej oborze jak to mówię a tak na serio wybudował dom, którego za grosz nie szanuje...tyle lat pracy, wyjazdów za granicę a on wszystko przepił i przepija dalej. Jedynie co tam ma to meble kuchenne i kanapę - od pół roku nic nie kupił bo ma inne priorytety. W domu wszystko brudzi, nie sprząta, rozwala kabine prysznicowa gorzej nic dziecko. A co jest najlepsze to, że mówi że czuje się jak na wygnaniu, że każdy ma go gdzieś. Ale prawda jest taka że karma wraca... Probowalismy mu pomóc już chyba z tysięczny raz ale nic. Wysyłaliśmy go do lekarzy, chcielismy mu załatwić terapię zamknięta... To wszystko na nic. Nawet teściom obiecuje, że nie będzie pil że to i tamto byle by ktoś go odwiedził... I faktycznie jeździmy tam jak idioci, jeszcze ostatnio posprzątaliśmy i daliśmy mu obiad, to co później zrobił? Za tydzień mieliśmy przyjechać ale uprzedził nas, że coś jest nie tak z ogrzewaniem i że muszą mu naprawić. Po czym pierwsi przyjechali teściowie, a on w progu ich wywalił, bo że on się źle czuje dziś, że to bez sensu i że sorry ale jedzcie do domu z powrotem... Na nasz ślub też nie przyszedł, bo się " źle czuł ". A na drugi dzień nam wydzwaniał, że nie wie co się z nim dzieje i że on się powiesi, a jak chcemy ratować chociaż psa to mamy przyjechać i to już! Powiedzcie mi czy wy byście nie zwariowali? Ja już na prawdę nie mam siły. Żałuję, że po szkole nie wyjechaliśmy gdzieś za granicę na zawsze i się nie odcięliśmy... Rówieśnicy nasi mają teraz żony, mężów, dzieci, w miarę stabilne pracę, mieszkania, domy... A my? No cóż... Wracając do wczesniejszego wątku - ojciec przez te całe lata wyjeżdżał do pracy za granice i jak zjeżdżał to już był koniec naszej wolności. Ale matka chyba to lubiła - ja bym nazwała to syndromem sztokholmskim. Ja znowu nie cierpiałam tego, bo gdy przyjeżdżał przynosil słodycze, było fajne ze dwa dni a potem darcie się o wszystko, bo nic mu się nie podoba, bo nie chodzimy w zegarku tak jak on chce, bo się źle powiedziało coś, bo w ogóle on ma zły dzień. Później obraza na pół roku, było raz nawet na dwa lata... (Przeze mnie, jak to on twierdził ale to on sam przestał do mnie gadać i się interesować). No a w międzyczasie hulaj dusza piekla nie ma - tatuś setka za setką, na kolację tabletki nasenne czy inne apapy i schizy w nocy. Nie zawsze było tak grubo ale dosyć często. Przy czym ja chodziłam do technikum, dużo zakuwalam i spotykałam się z moim obecnym mężem. A matka psuła nerwy dalej na własne życzenie i miała w dupie jak ja sobie z tym radze. Pamiętam jak kiedyś miałam nawet atak paniki, to zapytała co mi jest po czym zadzwoniła do siostry żaląc się jak to ona nie ma źle. Później zamieszkaliśmy z chłopakiem że sobą i też się nic nie zmieniło, staremu coraz bardziej odwalalo, mimo że czesciej wyjeżdżał. Nic też nie dał pobyt w szpitalu, kiedy to mój mąż go uratował jak pijany połknął w cholerę tabletek. Jak nas przepraszał, że on nie chciał, że on głupi, a i tak dalej robi swoje. Mając wszywkę jeździł dalej za granice, nie leczyl się i udawał, że jej nie ma - bo jak mu kumple mówili przecież można pić, że nic mu nie będzie. Tak jemu nic nie było, tylko mi - ześwirowalam do reszty, nie mam ochoty przez nich żyć i nie potrafię się odciąć. Mam też problemy z samoakceptacją no ale też mnie to specjalnie nie dziwi, zawsze czułam się gorsza, w podstawówce na wfie ostatnia, w okularach, później ogłuchłam na jedno ucho (aparat nie pomaga). Rodzice mnie nigdy nie chwalili, interesowali się głównie tym żebym do szkoły chodziła (miałam tylko jedno koleżanke i pamiętam jak dziś jak ona się rozchorowała i się o tym dowiedziałam to nie chciałam chodzić do szkoły, bo tak się wszystkim stresowałam). I z tym stresowaniem mam tak do dziś, w gimnazjum i technikum było już lepiej bo wzięłam się w garść i próbowałam nawiązywać bardziej kontakty, miałam więcej dobrych koleżanek, starałam się uczyć - mimo że musiałam dłużej siedzieć niż inni (tak mi się zdaje) ale to dzięki temu czułam się lepsza. Ale z tyłu głowy zawsze coś zostaje, nie jestem dalej pewna siebie, łatwo się łamie przy błahostkach a co dopiero problemach. Nie chcę mi się wstać z łóżka, robię to co muszę - prysznic, śniadanie, kawa, studia, szybkie zakupy i znów do łóżka przed tv lub telefon/laptop. Raz na jakiś czas się spotykamy ze znajomymi itp. ale ja najchętniej bym przesiedziała cały dzień w domu. Nic mnie nie cieszy nawet lampka wina... Gdy teraz szukam pracy na cześć etatu, żeby połączyć to ze studiami to stresuje się jeszcze bardziej, czy dam radę. Bo widzę, że jest jeszcze gorzej ze mną. Pamiętam że jak chodziłam do pracy to tak nie myślałam o wszystkim i jako łatwiej wszystko szło ale z drugiej strony nie nadaje się do wielu prac, gdyż często mam tak że Boje się panicznie z kimś rozmawiać, że go nie zrozumiem, że nie będę wiedziała co zrobić, że ktoś mnie wyśmieje. Boje się czy dam sobie radę w jakiejkolwiek pracy, czytam opinie o pracodawcach gdzie łapie się za głowę co można z ludźmi robić i tak mi się jeszcze bardziej odechciewa. Życie jest bez sensu. Studia ledwo się zaczęły od nowa i już mam problem, nie idzie mi w ogóle praca mgr. Pisze kilka dziadowskich stron i nic z tego nie wynika. Boje się, że jeszcze to zawale i będę bez normalniej pracy, bez studiów, bez wlasmego bezpiecznego kąta przy boku walnietych ludzi. W końcu jeszcze mój mąż znajdzie sobie kogoś innego, bo po co mu taka żona. Jednak nie chce robić tego tez mężowi, żeby siedział ze mną... mam wsparcie od niego, bo mnie pociesza, nie ocenia, często wysłucha jeśli w ogóle się odważne przemówić (mam z tym po prostu trudności) ale nie potrafi mi bardziej pomóc. Nie jest specjalistą, chce mnie wziąć do lekarza ale ja się boje... że otworze się komuś, a ktoś nie bedzie mi w stanie pomóc. Ostatnie dwa lata w wakacje siedziałam cały czas w domu! Wychodziłam tylko do pracy w tamtym roku, w tym już jej nie miałam. Wiem to jest dziwne, żeby młodej kobiecie nic się nie chciało. Ja próbowałam, starałam się ale i tak zawsze się poddałam. Nie mam już siły, nie mam pomysłu. Nie chce mi się nic. Najchętniej bym umarla, to nie pierwsza moja mysl. Edytowane 11 Październik 2020 przez Patkka Hasztagi ŻEBY MI SIĘ CHCIAŁO TAK, JAK MI SIĘ NIE CHCE #78 Burza Mózgów Akademii Milionerów „Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce” jest bodajże najczęściej powtarzanym zdaniem w poniedziałkowe poranki, czyli wtedy kiedy po weekendzie musimy wrócić do pracy. To jedno zdanie wypowiadane przez tak wiele osób, często nawet nieświadomie, zawiera w sobie cała prawdę na temat życia danej osoby, a przede wszystkim odnosi się do pracy, którą ta osoba wykonuje. Sprawa wygląda jeszcze gorzej, kiedy do pracy trzeba wrócić po dłuższym wolnym, np. po świętach albo urlopie. Istnieją nawet badania, które dowodzą, że po urlopie człowiek wraca do pracy jeszcze bardziej zmęczony niż przed, a to dlatego, że krótkotrwałe wybicie z codziennego rytmu kończy się często bezsennością, a rysująca się przed człowiekiem wizja pracy, aż do następnego urlopu, u niektórych potrafi wywołać stany depresyjne. Dlaczego tak się dzieję? Skąd ten nieustanny brak motywacji? Odpowiedź jest prosta, brak motywacji zawsze wynika z braku satysfakcji! Skoro nie cierpisz swojej pracy, nie lubisz swojego szefa, jesteś niezadowolony z zarobków to jakim cudem masz mieć ochotę na „powrót do codzienności”? Co zatem możesz zrobić, aby to zmienić? Myślę, że doskonale wiesz co, ale jeśli jakimś cudem tego nie dostrzegasz powiem to za Ciebie: MUSISZ ZMIENIĆ SWOJĄ PRACĘ! Nie ma innego wyjścia, jeśli w tym co robisz nie ma ani odrobiny satysfakcji, jeśli praca którą wykonujesz jest dla Ciebie udręką to czas najwyższy spojrzeć prawdzie prosto w oczy i zmienić to co Cię nieustannie zadręcza. Oczywiście wiem, co teraz powiesz: „że łatwo się mówi, a rachunki trzeba płacić” i to też jest prawda! Nikt przecież nie twierdzi, że masz porzucić pracę z dnia na dzień, ważne jest, aby podjąć w sobie decyzję i konsekwentnie do niej dążyć. Jeśli zrozumiesz, że motywacja przyjdzie wtedy kiedy połączysz pracę z pasją, że Ci, którzy nie czerpią przyjemności z własnej pracy po prostu wegetują zamiast żyć, to to będzie pierwszy krok do tego, żeby mieć satysfakcjonujące życie! Absolutnie nie chodzi o to, żebym namawiał Cię do porzucenia etatu i np. rozpoczęcia prace w marketingu online, ponieważ to Ty sam musisz mieć poczucie, że to jest właśnie to co chcesz w życiu robić! Ten stan wewnętrznej pewności co do tego co jest naprawdę w życiu ważne i do czego chce się dążyć – Simon Sinek, jeden z czołowych brytyjskich mówców motywacyjnych ” nazywa „poznaniem swojego wewnętrznego DLACZEGO”. Jeśli nie znasz książki tego autora „Zacznij od dlaczego” odsyłam Cię do zapoznania się z nią i to jak najszybciej!!! Po krótce to o czym pisze Sinek można by streścić w kilku słowach: Jeśli wiesz po co coś robisz to będziesz to robił z pasją i wewnętrznym zaangażowaniem. Będziesz tak kierował swoimi działaniami, aby cel, który sobie obrałeś osiągnąć jak najszybciej. Kilka zagadnień związanych z motywacją znajdziesz także na stronie Akademii, tutaj opisane to jest w naprawdę przystępny sposób. I jeszcze jedną rzecz warto sobie uświadomić, a mianowicie to że: WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W TWOJEJ GŁOWIE!!! Pamiętaj, że najpierw jest myśl, ta myśl niesie ze sobą pewien ładunek emocjonalny. Jeśli postarasz się żeby był on pozytywny to myśl ma szanse zamienić się w czyn. Myśl zatem pozytywnie, działaj konsekwentnie, a wkrótce nie będziesz musiał „chodzić do roboty, bo zawsze będziesz szedł do pracy”. Aby jednak to osiągnąć naucz się planować, bądź czynnie zaangażowany, a wszystko czego się podejmiesz osiągniesz z łatwością.

zeby mi sie chcialo tak jak mis ie nie chce